Dawni wodni młynarze wiejscy stanowili szczególną, uważaną wręcz za odrębną wobec swej klasy społecznej grupę wolnych chłopów, wyróżniającą się z ogółu społeczności rolniczej zarówno wykonywanym zajęciem, jak również własnymi tradycjami oraz zwyczajami środowiskowymi. Uprawiali rzemiosło na zasadzie najmu lub dzierżawy uzyskanej od właściciela młyna, którym najczęściej był okoliczny dziedzic bądź też zarządca dóbr należących do majątku królewskiego. Umowa często przybierała formę tzw. emfiteuzy, długoterminowego kontraktu nadającego użytkownikowi prawo dziedziczenia zawodu oraz młyna w swojej rodzinie. Do młynarza często należało też gospodarstwo rolne z ziemią uprawną, rzadko jednak przekraczającą jeden łan. W latach późniejszych co bogatsi, udzielni młynarze posiadali także zasilane nurtem rzeki tartaki, olejarnie oraz hamernie. Poddani z konkretnego majątku mieli obowiązek mielić zboże w młynie miejscowym (nie dotyczyło to chłopów najuboższych). Za usługę płacono młynarzowi w naturze, odpowiednią miarą od korca (tzw. „miarka” zwyczajowo stanowiła około 10% od ilości dostarczonego ziarna, wartościowanego objętościowo, potem wagowo). Często podobnie czynił sam młynarz, który umawiał się z dziedzicem na tzw. trzeciznę, czyli za zmielenie owoców dzierżawionej ziemi zostawiał sobie trzecią część z każdego urobionego korca. Umowa z panem zazwyczaj obwarowana była szeregiem zobowiązań spadających na barki młynarza, do których poza płaconym czynszem należały m.in. remonty oraz konserwacja warsztatu wraz z pobliskimi groblami, pilnowanie zawartości stawów, pomoc w pracach polowych, datki w naturze i inne.
Nieprzeciętne dochody młynarzy sprawiały, że byli oni uważani za ludzi zamożnych (byli najbogatsi wśród wiejskich rzemieślników), sami zresztą niejednokrotnie pożyczali pieniądze swoim panom. Dzięki rosnącej majętności konsekwentnie budowali swój status społeczny uwzględniający odpowiednie wykształcenie potomnych. W hierarchii wiejskiej zajmowali miejsce powyżej bogatych chłopów, niżej zaś drobnego ziemiaństwa (tytulatura zamieszczana w aktach metrykalnych zazwyczaj nie oddawała ich faktycznej rangi społecznej). Poważaniu lokalnej społeczności dodatkowo sprzyjał fakt przemiału zbóż na mąkę, kaszę oraz słód, składniki spożywcze będące podstawą rozmaitych przetworów zbożowych stanowiących wręcz stygmat kultury chłopskiej („gdy chleb, jako największy dar Boga, w takiem był zawsze poważaniu u narodu polskiego, że podnosząc z ziemi upuszczoną kruszynę, na znak przeproszenia całowano, więc też i zawód młynarski miał u ludu polskiego większe, niż inne rzemiosła, poważanie”). Stąd też młynarzy chętnie witano w swoich progach, często proszono w kumy lub zapraszano w roli starostów weselnych. Sami niejednokrotnie piastowali wysokie funkcje sołtysa lub wójta.
Konstrukcja młyna z jego donośną pracą („diabelskie koło”), panowanie nad wodnym żywiołem oraz „tajemnicza” alienacja topograficzna wobec tradycyjnie skupionej zabudowy wiejskiej budowały w przepełnionej lękiem, bojaźliwej wyobraźni zafascynowanych prostych ludzi obraz młynarza na wzór osoby z pogranicza metafizyki, nierzadko dopatrując się jego zmowy z samym diabłem, który wskrzeszał w nim zdolności magiczne. W wiejskiej twórczości literackiej zachowało się wiele opowiadań z gatunku młynarskiego folkloru, traktujących młynarza jako czarownika „rzucającego urok w odosobnieniu”, posługującego się magicznymi praktykami czyniącymi dobrze lub też szkodzącymi ludziom i ich dobytkowi.
Wspomniana alienacja topograficzna szła w parze ze zwyczajami panującymi w tej grupie środowiskowej. Zawód młynarza często przechodził z pokolenie na pokolenie, niezaprzeczalny jest również fakt powiązań małżeńskich między poszczególnymi rodzinami młynarskimi. Młynarze zwyczajowo trzymali się razem, mówili także swoim żargonem oraz nosili odmienne od przeciętnego chłopa stroje. W pracy oraz życiu prywatnym pomagał im wodnik – demon, któremu jeszcze na przełomie XIX i XX w. składano ofiary w postaci drobiu, trzody chlewnej, czasem nawet konia…
Szacunek i autorytet, jakimi cieszyli się młynarze, były również skutkiem wysokiej specjalizacji osiąganej w związku z uprawianym przez siebie zawodem, posiadane kwalifikacje leżały bowiem poza zasięgiem zwykłego chłopa, parobka czy też wyrobnika. Wiadomym jest, że młynarze najczęściej sami konserwowali oraz naprawiali swój warsztat pracy, posiadając wyjątkową zdolność prawidłowej interpretacji wszelkich odgłosów, jakie wydawały z siebie urządzenia młynarskie. Jedynie ostrzeniem żaren zazwyczaj parały się tzw. „wendrusy”, wyrobnicy lub czeladnicy przemieszczający się po najbliższej okolicy od młyna do młyna. Wysokie umiejętności techniczne, wiedza o ziarnie, pogodzie, prawach fizyki i mechaniki uznawane były za głębokie wtajemniczenie, niepospolite wykształcenie rzemieślnicze, które szło w parze z pokoleniowym przekazywaniem zawodu – niejednokrotnie popartego statusem czeladnika a następnie tytułem mistrza, nadawanym przez uprawnione cechy młynarskie.
Mniej przyjazny wizerunek młynarza odnosił się do jego rzekomej nieuczciwości przy obliczaniu ilości zboża przekazanego mu do zmielenia, jak również w sposobie mierzenia mąki wydawanej z młynów. Trzeba jednak oddać prawdzie, że podobne zdarzenia nie były w tym środowisku odosobnione i przysparzały bolesnego uszczerbku w ogólnym splendorze, jakim cieszył się zawód młynarza.
W drugiej połowie XIX wieku powszechny rozwój technologiczny dopadł również staroświeckie, impregnowane na przestrzeni wieków rzemiosło młynarskie. Użycie turbiny oraz silników parowych dały kres tradycyjnemu, „magicznemu” młynarstwu jako zdecydowanie mniej wydajnemu sposobowi przemiału zboża. Jednakże na ziemiach polskich minęło jeszcze sporo czasu, zanim tradycyjne młynarstwo wodne, oparte jedynie na sile spiętrzonego nurtu rzeki, ostatecznie ustąpiło pierwszeństwa nowocześniejszym warsztatom.
PR
TCH
Zdjęcia i ilustracje pochodzą ze strony Wikimedia Commons