„Stanisław August z Bożey Łaski Król Polski, Wielki Xsiążę Litewski, Ruski, Pruski, Mazowiecki… Oznaymuiemy ninieyszym Listem Naszym Wszem wobec y każdemu z osobna komu o tym wiedzieć należy y na potem będzie należało. Iż przełożono Nam iest przez Panów Rad Naszych przy Boku Naszym będących, Imieniem Sławetnych Andrzeja y Maryanny z Ranieckich Tobolczyków Małżonków, Miasta Naszego Kowala Mieszczan y Obywatelów. Jako Oni nabywszy prawem dziedzicznym od Wielebnego Tomasza Ranieckiego młyn z dawna Szlapa zwany w Województwie Brzesko Kujawskim, w Starostwie Kowalskim przy Wsi Naszej Rakutowie na zdroju od wsi Łaszewa leżący, za osobnym Prawem podług świadectwa Lustracyi Roku Tysięcznego Sześćsetnego Sześćdziesiątego Pierwszego z wymiaru żytniego, podług zaś Lustracyi Roku Tysięcznego Siedemsetnego Sześćdziesiątego Piątego, zamiast wymiaru, z racyi iż niezawsze miewa wodę, z czynszu rocznego Złotych Polskich Sto Dwadzieścia posiadany, y urzędowanie do tegoż Młyna…”. Tobolczykowie następnie zakupili młyn 15 października 1772 roku… „ze wszystkimi budynkami, stodołami, oborami, rolami, ogrodami y łąkami z dawna do tegoż Młyna na leżącymi… My tedy Stanisław August Król do pomienionej Suppliki łaskawie skłoniliśmy się y wyżej rzeczone Prawo potwierdzić, wzmocnić y przy nim Sławetnych Tobolczyków wraz z Ich Sukcesoriami zachować umyśliliśmy iakoż one potwierdzamy, wzmacniami i przy nim tychże wieczyście zachowujemy. Na co dla lepszey wiary List ten Ręką Naszą własną podpisawszy, Pieczęcią Korony stwierdzić rozkazaliśmy… Działo się w Warszawie roku… Panowania Naszego XXIII Roku”. Pod obszernym dokumentem pisanym na czerpanym papierze widnieje zamaszysty podpis: „STANISŁAW AUGUST KRÓL”. Poniżej zaś pieczęć wielka koronna (niestety zachował się tylko fragment) i podpis: „Mikołay Sikorski J-o Kr. Mci y Pieczęci W. Kor. natenczas Sekretarz.
Dokument ten starannie przechowywany od blisko dwustu lat przez znaną na Kujawach rodzinę młynarzy, obecnie znajduje się w rękach wdowy po ostatnim właścicielu SYLWESTRZE GŁOWCZYŃSKIM – Józefy Główczyńskiej w Rakutowie województwo włocławskie.
Sylwester Główczyński zmarły przed niespełna trzema laty był Tobolczykiem po kądzieli, bowiem je go matka Marianna była ostatnią z tego rodu.
– Szkoda, że państwo nie trafiliścią do nas kilka lat temu – mówi pani Józefa – żył mój mąż i teściowa. Oboje byli wspaniałymi gawędziarzami, znali zwyczaje i tradycje młynarskie, piosenki i gadki. Ja mieszkam w Rakutowie od 1947 roku, a młyn jest już nieczynny od ostatniej wojny. Pracy było sporo. Mieliśmy 40 ha ziemi i nie bardzo było kiedy interesować się jego historią. Teściowa była już w podeszłym wieku. Zmarła mając 90 lat. Potem mąż bardzo długo chorował… Wiem, że list Stanisława Augusta Poniatowskiego był przez wszystkich Tobolczyków pieczołowicie przechowywany. Podczas dwóch wojen uległo zniszczeniu wiele pamiątek po dziadku mego męża; a królewski dokument wrócił na swoje miejsce…
Co dalej będzie z młynem? Sama nie wiem… Obiekt niszczeje z każdym rokiem. Obecnie „podpiera” go rosnąca obok wierzba. Gdyby nie drzewo, już dawno pewnie by runął. Zamierzaliśmy go rozebrać. Bardzo dużo drewna jest jeszcze w doskonałym stanie i szkoda, żeby się zmarnowało… Odwiedziła mnie dwukrotnie pani Stachurska z włocławskiego muzeum i obiecała, że władze zajmą się starym młynem. Kiedy? Nie wiem. Z naszego dużego gospodarstwa zostało już niewiele. Ziemi uprawnej jest 10,5 ha. Zostałam sama i gospodaruję przy pomocy jednego pracownika. Mam córkę, która ukończyła studia ogrodnicze. Po uzyskaniu dyplomu – żył jeszcze wtedy mój mąż – była trochę z nami. Obecnie pracuje w Gdańsku. Zresztą to nie jest na kobiece ręce… Jak długo zdołam utrzymać gospodarstwo – trudno powiedzieć. Sił z każdym rokiem mniej… Proszę napisać o tym – może ktoś zainteresuje się starym młynem. Przecież to zabytek!
„U młynarza Marcina
Jest tam piękna dziewczyna.
Starosta się dowiedział,
Do młynarza posłać dał.
Idź, młynarzu, do pana,
Bo jest pilna posłana.
Idzie młynarz i duma:
A cóż ten pan do mnie ma?…”
Były, oj były piękne panny w rakutowskim młynie. Ostatnia Tobolczykówna, Marianna, miała ich osiem. A jedna ładniejsza od drugiej. Przeglądamy stare fotografie i zachwycamy się urodą młynarskich cór.
– Ludno zawsze było u nas – wspomina jedna z nich, pani Helena – we młynie. Nie pamiętam już wiele, bo młodo wyszłam za mąż, zresztą też za młynarskiego syna i w 1920 roku poszłam na swoje. Nas dzieci była spora gromada. Żyli jeszcze dziadkowie. Oprócz nas była służba, młynarz i jeden uczeń. Pamiętam, jak dziadek jednego młynarczyka wyzwalał na młynarza. To była wielka uroczystość i odbywała się w cechu w Kowalu. Wyzwolony na młynarza uczeń musiał – taki był stary zwyczaj wśród młynarzy stawiać trunki wszystkim zaproszonym gościom i gapiom…
Dziadek Aleksander często nam dzieciom opowiadał o dawnych czasach, starych obyczajach, pracy młynarzy, śpiewał piosenki. Zawsze ze wzruszeniem wspomina powstanie styczniowe… Pokazywał także przywilej królewski. Z tym pismem króla Stanisława to cała historia. Tyle było powstań, wojen i zawieruch, a ono jest. Podczas ostatniej wojny Niemcy wzięli mojego brata Sylwestra do obozu. Był wojskowym. Resztę rodziny wysiedlono, a na młynie osiadł Niemiec. Matka bała się zabrać dokument ze sobą i zakopała go w ogrodzie. Przeleżał sobie spokojnie okupację i po wyzwoleniu odkopano go. Nie uległ zniszczeniu sam papier, natomiast zbutwiały sznurki od pieczęci koronnej i sama pieczęć nie jest teraz kompletna.
Nasz młyn był znany w okolicy. Przyjeżdżali ludzie z daleka mleć kaszę z gryki i prosa też. Oprócz młyna wodnego mieliśmy także wiatrak, który później sprzedał mój ojciec. On już nie miał tyle sentymentu do młynarstwa. Prawdziwym młynarzem z krwi i kości był ostatni Tobolczyk – Aleksander, mój dziad. To był światły człowiek. Miał dużo polskich książek, kalendarzy. Znał się na wszystkim. Przepowiadał nawet pogodę. Każdego dnia pod wieczór notował w tych kalendarzach ważniejsze zdarzenia z młyna i okolicy. Wszystko przepadło w pożogach wojennych, a zwłaszcza w czasie ostatniej. Oprócz zdjęć nie mam żadnych pamiątek po nich. Sama też zapomniałam dawne piosenki. Jeszcze moja matka znała wiele. Kto wtedy, za lat mojej młodości pomyślał, że może to kiedyś kogoś interesować. Moja siostra Cecylia lepiej zna historię młyna. Była w domu dłużej ode mnie. Nie ma jej w domu. Wyjechała do Warszawy.
Niegdyś ludny i tętniący życiem młyn, straszy dziś pustką i ruiną. Z przysłowiową duszą na ramieniu wspina my się po trzeszczących schodkach na drugą kondygnację. Wokół zapach stęchlizny i wilgoci. Tylko mlewniki zdradzają, że jesteśmy w młynie. Nad podziw doskonale zachowało się drewno; białe i zdrowe. Przedtem – wyjaśnia urocza gospodyni – nie odciągano żywicy. W kącie stoi ogromna, trochę nadgryziona zębem czasu, drewniana skrzynia… Nie trzeba mieć wielkiej wyobraźni, żeby sobie uprzytomnić, iż tu kiedyś było biało od mąki z dorodnych kujawskich zbóż… Wszystkie urządzenia, które zachowały się do dziś, stoją sobie nikomu niepotrzebne – relikty przeszłości.
Młyny wodne i wietrzne – jak podaje Gloger – były na terenach dzisiejszej Polski znane już prawdopodobnie w IX wieku. Nazwa młyn przyszła do nas poprzez Niemcy z Włoch. W słonecznej Italii zwały się mulino, w Niemczech mulin i właśnie stad pochodzi polska nazwa: młyn. Gdy w Polsce zaczęto spisywać dokumenty, młyny nie należały już do osobliwości. W XIII wieku budowano już u nas młyny duże i warowne. Młyny miały także swoje nazwy. Na przykład Długosz podaje, że Łokietek z wojskiem przeprawia się w roku 1330 przez rzekę Drwęce koło młyna Lubicz. W roku 1611 wydano polecenie, co do młyna zwanego Lubicz. Ponieważ stał na zawadzie spławom szlacheckim – Drwęca uznana była za publiczną czyli spławną rzekę – wydano prawo, aby „Toruńczanie do dwu lat sposób znaleźli zniesienia takiego impedymentu i wolnej drogi rzeką uczynienia pod karą 2000florenów
Za panowania Stanisława Augusta ustanowiony został podatek zwany „młynowe” i wynosił od koła młyńskiego – w zależności czy stał na wielkiej, średniej czy małej wodzie – od 10 do 4 złotych polskich rocznie.
Młynarski stan ze względu na odmienność pracy, którą wykonywał, przynależność do własnej grupy zawodowej, organizacji cechowej i większych dochodow, w społeczności wiejskiej zajmował poczesne miejsce. Krążyły różne przyśpiewki!
„Co wydom to wydom
za szklaneczkę miodu
byle dostać chłopca młynarskiego
rodu.
Bo kowole ufnole, a szewcy
to dratwa.
A rzeźniki – golibyki –
a młynarze szlachta!”
Młynarzy odwiedzali „wendrusy”, „rajzery”. Tak nazywano młynarzy, którzy nie mieli stałego miejsca zatrudnienia i chodzili od młyna do młyna, od wiatraka do wiatraka. A zwyczaj kazał ich ugościć i pod dach przyjąć na nocleg. Zatrzymywali się tu i ówdzie na dłużej. Byli wspaniałymi gawędziarzami i opowiadali rodzinie młynarza oraz ludziom oczekującym na przemiał bardzo ciekawe historie i legendy. Czasami taki „wendrus” leżał gdzieś w rowie aż do zachodu słońca i wtedy zjawiał się we młynie, wiedząc, że dobry obyczaj go chroni i nikt nie wyprosi wędrowca za drzwi. Były też przypadki – mówi pani Helena – że korzystali z tego zwyczaju zwyczajni złodzieje i włóczykije jeszcze przed pierwszą wojną.
Nie pozostało nam wiele starych młynów wodnych i wiatraków. Młyn Człapa w Rakutowie to jedyny młyn na Kujawach, który miał królewski przywilej. Giną z polskiego pejzażu młyny, wymierają rody… Tym obiektem od dawna interesowało się Muzeum Etnograficzne w Toruniu. Zamierzano nawet wykupić go razem z przestrzennym domem i ogrodem i stworzyć skansen młynarski z przemiałem mąki na chleb turystyczny. Projekt nie doczekał się realizacji. A młyn niszczeje…
Z roku na rok ubywa drewnianych budowli wiejskich. Wymierają wiejscy rzemieślnicy, a szkoda. Są to przecież niepowtarzalne i urokliwe budowle. Młyn w Rakutowie ma szczęście, że leży tuż przy szosie z Włocławka do Warszawy, odbudowany i zagospodarowany mógłby się stać schroniskiem, zajazdem czy hotelem dla turystów zmotoryzowanych. Na razie podtrzymuje go wierzba. Strach pomyśleć, że większa wichura może ten zabytkowy młyn przewrócić. Ponadto przecieka dach. Dekarz np. odmówił właścicielce zakonserwowania go smołą, gdyż po prostu nie miał odwagi wejść na jego szczyt. Kto pospieszy na odsiecz rakutowskiemu młynowi?
EWA ŁUKASZEK
Zdjęcia: Janusz Michał
Artykuł pochodzi z „Dziennika Wieczornego” z dnia 30.05.1977r. (najprawdopodobniej). Na pierwszej stronie sygnalizowany był krótką notatką ze zdjęciem:
Specjalnym dokumentem król Stanisław August Poniatowski potwierdził przywilej rodziny Tobolczyków do starego młyna w Rakutowie. Dokument ten jest pieczołowicie przechowywany przez potomków XVIII-wiecznych młynarzy. A sam młyn? Piszemy o nim na stronie 6.
Powyżej fotokopia fragmentu starego dokumentu z podpisem króla i wielką pieczęcia koronną.
Fot. „DW” – J.Michał
You must be logged in to post a comment.